Realms of Cthulhu
W działach: RPG, Savage Worlds | Odsłony: 32Cześć
Nieczęsto zdarza mi się kupować podręczniki kierując się tylko okładką. Jest tak z paru powodów – kilka najwspanialszych gier w mojej kolekcji ma okładki co najwyżej średnie – jak Piekło na Ziemi, czy Legenda 5 Kręgów (jakoś nie ruszają mnie kolesie z bicepsem jak noga słonia), albo na odwrót – są gry ze wspaniałą okładką, ale okropną zawartością (tu litościwie spuśćmy zasłonę milczenia). Poza tym mam ograniczone fundusze i przez to średnio mogę sobie pozwolić na zakup kolejnego zbieracza kurzu.
Ale gdy zobaczyłem okładkę Realms of Cthulhu wiedziałem, że muszę mieć mieć ten podręcznik. Nie oszukujmy się – zakładałem, że utopię kasę w grze która ładnie wygląda, ale grać w nią to się nie da. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiałem Zew Cthulhu, a Savage Worlds to moja ulubiona mechanika, ale nie wyobrażałem sobie połączenia jednego i drugiego. To jak śledź w oleju i karmel – osobno fajne, razem chyba już mniej. Indiana Jones bujający się na macce (?!?) Wielkiego Przedwiecznego?
Kurcze, chyba niechcący kupiłem chyba najlepiej zrobiony setting do Savage Worlds jaki dotąd widziałem.
I nie chodzi mi tu o jakość wydania – tu jest całkiem ok, ale kreda i fullcolor niewiele dla mnie znaczą. Jedyne czego chcę od wydanej drukiem gry to masa obrazków, mogą być czarno-białe, byle ich nie brakowało. Zabawne, ale kilka ilustracji potrafi więcej powiedzieć o grze niż kilkanaście stron opisów.
Dobra. Do rzeczy – jak już wspomniałem wcześniej Realms of Cthulhu to bazujący na starym Zewie Cthulhu setting do Savage Worlds. Starzy wyjadacze pamiętają czym Zew Cthulhu był, nowi mogą nie wiedzieć. W wielkim skrócie – była to utrzymana w atmosferze grozy gra RPG bazująca na prozie Lovecrafta. Jeśli nazisko to jest Ci obce już tłumaczę – w jego opowiadaniach świat zamieszkiwali nie tylko ludzie, ale i znacznie starsze istoty o kosmicznym rodowodzie i Wielcy Przedwieczni . Byli wszechpotężni – niesamowicie inteligentni, nieśmiertelni, zdolni unicestwiać armie, a ich fizyczna powierzchowność nie dawała się opisać słowami. Prócz nich istnieli też jeszcze bardziej obcy, jeszcze potężniejsi i nieopisywalni Zewnętrzni Bogowie. Jednym i drugim usługiwały wszelkiego rodzaju pomniejsze rasy, kilka było też zupełnie niezależnych. Gracze wcielali się w role badaczy, ludzi którzy mają odwagę uchylić rąbka tajemnicy i odkryć jak nikłym pyłem jest ludzkość.
To tyle w teorii, bo w praktyce wyglądało to nieraz zupełnie inaczej.
Powiem szczerze – ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu na Savage Worlds można poprowadzić kapitalne Lovecreftowskie opowieści. Wymagało to ledwie paru zmian mechanicznych. Po pierwsze – wprowadzono kondycję psychiczną, którą rozpatruje się zupełnie jak rany. Po drugie zastosowano "gritty damage" znany już wcześniej system obrażeń, sprawiający że walka staje sie bardziej ryzykowna. Co ciekawe – można mechanikę obrażeń fizycznych i psychicznych dostosowywać do swych potrzeb – np. decydując się na mniej morderczą walkę bezpośrednią, ale za to straszliwe spustoszenia emocjonalne. Po trzecie – wprowadzono zainteresowania – w ZC bohaterowie zwykle byli oczytani, znający języki itd. Teraz mogą być tacy i w SW. Przeniesiono też wiele smaczków charakterystycznych dla ZC – bluźniercze księgi (które, jak w ZC, można tylko kartkować, albo czytać od deski do deski), wielka i mała księga zaklęć, jest pełen bestiariusz (Cthulhu jest dalej nie do wyjęcia) – mnogość tego wszystkiego sprawia, że nie ma wątpliwości. Realms of Cthulhu nie jest adaptacją prozy Lovecrafta, jest dość wiernym przeniesieniem Zewu Cthulhu na Savage Worlds.
Na dokładkę jest tu też jeden dłuższy scenariusz, kilka krótszych oraz parę innych, miłych dodatków – np. generator kultystów. Poza tym taka tradycja – porady prowadzenia, nastrój grozy, tworzenie historii – to co sprawia, że po RoS mogą sięgać osoby nie znające ZC.
Co mnie boli? Grafiki. Nie żeby były złe, kilka wręcz mnie oczarowało. Ale mogłoby być ich więcej, zwłaszcza przy bestiariuszu. Nie oszukujmy się – przeczytać że Shub-Niggurath jest bezkształtnym, bluźnierczym koszmarem spoza czasu to jedno, ale zobaczyć ilustrację to coś znacznie więcej. Okej, czasami wyobraźnia jest straszniejsza niż ilustracja, ale mimo wszystko dobrze wiedzieć jak dany bazyl wygląda.
Tym niemniej to jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy, ale konkurencja jest mocna) settingów do Savage Worlds, które mam w swojej kolekcji. Śmiało,z czystym sercem polecam zarówno weteranom ZC, jak i osobom, które jak na razie z mackami styczności nie miały.
Pozdro.
Draś